Z Grodziska na Saską Kępę
Z panią Aliną Sawicką-Baird, wdową po wybitnym polskim kompozytorze Tadeuszu Bairdzie spotykam się w domu na warszawskiej Saskiej Kępie, położonym blisko Placu Waszyngtona. Na budynku wybudowanym w 1931 roku znajduje się pamiątkowa tablica, o co zadbały władze dzielnicy. Na stole herbata i faworki, które w karnawale smakują najlepiej. – Ile już lat mieszka Pani w tym miejscu? – pytam.
– Trzydzieści. Mój mąż mieszkał pięćdziesiąt – odpowiada pokazując wydany parę lat temu album ”Saska Kępa w listach, opisach, wspomnieniach”, do którego przekazała zdjęcia z archiwum rodzinnego. Na jednym z nich znajduje się salon w domu rodziny Bairdów przy ul. Lipskiej 11, na drugim – ślizgawka za domem.
O miejscu przyjścia na świat Tadeusza Bairda – 28 lipca 1928 r. w Grodzisku Mazowieckim w dużej mierze zadecydował przypadek. Matka męża – opowiada Alina Sawicka-Baird – była Rosjanką z Syberii. Teść został wcielony do wojska i zesłany na Syberię jako młody chłopak. Tam poznał swoją przyszłą żonę i razem uciekli. Od 1924 roku wędrowali zanim trafili do Polski. Zatrzymali się w Grodzisku, ponieważ w Warszawie trudno było wtedy o mieszkanie.
Matka Tadeusza skończyła pensję dla panien z dobrych domów. Grała na fortepianie. Na jednym ze zdjęć, w strumieniach letniego słońca wpadającego przez okno widać muzykujące małżeństwo Bairdów. Matkę przy fortepianie i ojca grającego na skrzypcach, które do dzisiejszego dni wiszą na ścianie. Ojciec Tadeusza skończył studia rolnicze i pracował w Ministerstwie Rolnictwa. W okresie okupacji był w rządzie londyńskim, po wojnie miał zostać nawet wiceministrem rolnictwa, ale historia potoczyła się inaczej.
3 września 1939 roku, gdy wojska niemieckie wkraczały do Warszawy Baird skomponował swój pierwszy utwór fortepianowy, który potwierdził jego późniejszą opinię, że twórczość to „dźwiękami pisana autobiografia”. Ojcu udało się uciec, ale szesnastoletni wówczas chłopak wraz z matką zostali wywiezieni do Niemiec. O pobycie w obozie koncentracyjnym powie: „poznałem dno życia, zebrałem doświadczenia, po których człowiek nigdy już nie może stać się znów takim, jakim był lub jakim mógłby być”.
Długo lecząc rany, Tadeusz Baird wraca do Polski w 1947 roku. W 1949 roku UB zamyka w więzieniu jego ojca, który zostaje skazany na karę śmierci. Syn stara się o zamianę wyroku na dożywocie. Zajmujący się sprawą minister Sokorski obiecuje, że zorientuje się co da się zrobić, ale najpierw prosi o napisanie utworu muzycznego. Mój mąż skomponował wtedy kantatę na baryton, głos recytujący, chór mieszany i orkiestrę „Ballada o żołnierskim kubku” do słów Stanisława Strumph-Wojtkiewicza – mówi pani Alina. Ojciec Tadeusza Bairda wychodzi na wolność dopiero po odwilży w roku 1956. Pracuje jako wykładowca akademicki, docent w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie.
Burzliwe dzieje rodziny Bairdów znajdują swój wyraz w twórczości kompozytora. W jego żyłach płynęła krew polska, rosyjska oraz … szkocka – mówi pani Alina. Stąd także nazwisko, z poprawnym wymówieniem którego ciągle wielu mieszkańców Grodziska ma kłopoty.
W jednym z wywiadów kompozytor powiedział, że „każdy człowiek jako jednostka nosi w sobie własną przeszłość, jest przez nią kształtowany, nie może jej zmienić, ani się od niej uniezależnić”. Czuł się związany z przeszłością. Nazywany był „tradycjonalistą” i „romantykiem współczesności”. Uważał, że w pewnym sensie wszyscy jesteśmy tradycjonalistami. Wymykał się określeniom rewolucjonista czy konserwatysta. Technika w muzyce miała według niego tylko wtedy sens, jeśli służyła treści.
W salonie, na centralnym miejscu stoi ciągle ten sam fortepian przy którym komponował. Regularną naukę gry na fortepianie rozpoczął w wieku sześciu lat. Przez całe życie pozostał wierny przekonaniu, że sztuka, a muzyka w szczególności powinna być rodzajem łącznika między ludźmi, środkiem międzyludzkiej komunikacji.
Jak się państwo poznali? – pytam wdowę po Tadeuszu Bairdzie. Jeszcze podczas studiów na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie studiowałam socjologię i dziennikarstwo rozpoczęłam pracę w Związku Kompozytorów Polskich. Od 1953 roku pełniłam tam funkcję – dzisiaj byśmy to nazwali – rzecznika prasowego. Po studiach pracowałam nawet w redakcji „Rzeczpospolitej”. Zdecydowałam się jednak zostać w Związku, który w tamtych niespokojnych latach był taką oazą spokoju. Potem byłam dyrektorem w ZKP i tam poznałam męża. Był wiceprezesem Związku razem z Andrzejem Panufnikiem i Kazimierzem Serockim. Współorganizował pierwsze festiwale muzyki współczesnej Warszawska Jesień.
Do Grodziska małżeństwo Bairdów wróciło w roku 1964, ale nie była to wyprawa udana. Mąż otrzymał wtedy nagrodę muzyczną miasta Kolonii i dzięki temu mogliśmy kupić samochód – niebieskiego Forda – wspomina pani Alina. Samochodów było wtedy niewiele. Nawet „Przekrój” donosił „Baird na szosach”. Niestety tuż przy wjeździe do Grodziska, z bocznej drogi wyjechał wprost na nas pijany milicjant. Wypadek oczywiście zgłosiliśmy, ale jak nie trudno się domyślić, sprawie dość szybko łeb ukręcono.
Po śmierci męża pani Alina była jeszcze w Grodzisku na uroczystości nadania Szkole Muzycznej I st. imienia Tadeusza Bairda w 1983, gdy niżej podpisany był jeszcze uczniem tej szkoły. Pamięta trudne warunki lokalowe szkoły, dlatego z zainteresowaniem przyjmuje informacje, że Szkoła mieści się obecnie w pięknym Dworku Skarbków. Z uwagą słucha również o ulicy Tadeusza Bairda, nazwanej decyzjom radnych miejskich jego imieniem w 1985 roku.
– Czy małżeństwo z kompozytorem nie było trudnym związkiem? Nie – odpowiada pani Alina Baird – wychodziłam do pracy, podczas gdy mąż zostawał w domu i komponował. Zresztą obracaliśmy się w tym samym środowisku. Do dzisiejszego dnia jest organizowany konkurs dla młodych kompozytorów im. Tadeusza Bairda. Bywam na festiwalach Warszawska Jesień, ale dzisiaj są to zupełnie inne czasy, zmieniła się także muzyka – odpowiada Alina Sawicka-Baird. Jej mąż pytany o przyszłość muzyki wyrażał pragnienie, aby muzyka dawała okazję do bezinteresownego wzruszenia.
Osobny rozdział w życiu Tadeusza Bairda to inspiracje literackie. Należał do „pożeraczy” książek, o czym świadczy zachowana do dzisiejszego dnia bogata biblioteka. Mówił o sobie, że jest uczulony na dźwięki i wrażliwy na słowa. Podchodził do słowa z pietyzmem. Był czas, gdy nawet zastanawiał się nad wyborem drogi pisarza. Na krótko przed śmiercią ukończył utwór „Głosy z oddali” na baryton i orkiestrę do tekstów Jarosława Iwaszkiewicza. Wcześniej napisał kantatę do słów Goethego, „Cztery sonety miłosne” w przekładzie Macieja Słomczyńskiego na baryton, smyczki i klawesyn do słów Williama Szekspira, pieśni na mezzosopran i orkiestrę kameralną do słów Haliny Poświatowskiej, „Erotyki” – sześć pieśni na sopran i orkiestrę symfoniczną do słów Małgorzaty Hillar, „Suitę liryczną” do słów Juliana Tuwima.
Zafascynowany był dramatem. Za największego artystę uważa Szekspira. Teatr był jego miłością.
Znaczące miejsce w Twórczości Bairda zajmuje muzyka filmowa. Jest autorem muzyki do takich już dziś klasycznych obrazów jak „Pasażerka” Andrzeja Munka, „Ludzie z pociągu” Kazimierza Kutza, „Ogniomistrz Kaleń” Ewy i Czesława Petelskich czy „Lotna” Andrzeja Wajdy. Kto wie, może gdyby żył, byłby twórcą na miarę Ennio Morricone.
Komponowanie muzyki filmowej przynosiło konkretne dochody – mówi pani Alina – ale jednocześnie było to dla męża zajęcie bardzo męczące, często pisał pod presją czasu. Nie należał to kompozytorów obdarzonych łatwością tworzenia. Wszystko przychodziło mu z trudem, po długich przemyśleniach, nieraz utwory powstawały latami. Nie obce były mu uczucia zmęczenia i zniechęcenia, niezadowolenia z ostatecznego kształtu utworów czy okresy myślowej pustki. Był zdania, że „komponowania nie można nikogo nauczyć. Można mu pomóc, dać fundament, oszczędzić wynajdywania rzeczy już dawno wynalezionych”.
Tadeusz Baird zmarł w Warszawie 2 września 1981 roku. Jakie były okoliczności jego śmierci? Pamiętam, że wróciliśmy z mężem z urlopu w Bułgarii. Na kolację przyszli nasi przyjaciele. W nocy mąż poczuł się źle. Rano lekarz stwierdził zatrucie, ale ponieważ nastąpiło odwodnienie organizmu musiał pójść do szpitala. Po wykonaniu badań okazało się, że jest tętniak mózgu. Przygotowywano męża do operacji, lecz w nocy zmarł w szpitalu na Banacha.
Na pogrzebie Tadeusza Bairda przemawiał ksiądz Jan Twardowski, który zmarł 18 stycznia 2006 r.