Ponura historia „czerwonego domu”
Duży, czerwony budynek położony za torami kolejowymi w Grodzisku Maz. zawsze budził moje zainteresowanie, a może nawet niepokój. Przypominał dom z filmu „Psychoza” Alfreda Hitchcocka, ale to, co działo się w jego murach, wydarzyło się naprawdę. Dzisiaj dom jest dobrze widoczny z kładki nad torami. A dramatyczne wydarzenia, które się w nim rozegrały mogłyby posłużyć za scenariusz filmu.
Po II wojnie światowej budynek został opanowany przez NKWD i przeznaczony na Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w latach 1945-1956. Piwnice tego domu służyły jako przejściowe cele więzienne dla żołnierzy podziemia niepodległościowego oraz dla każdego, kto był podejrzany o związki z Armią Krajową lub inną formacją konspiracji antykomunistycznej. Tutaj odbywały się przesłuchania. Do dzisiaj piwnice niewiele się zmieniły i przypominają tamte mroczne czasy.
Na to, co się tam wydarzyło rzuca światło książka Janusza Zabłockiego „Kawałki pociętego sztandaru. Nieznane karty z dziejów Szarych Szeregów 1945-1947”.
Wspomina Włodzimierz Wierzejski „Tygrys”: „Potem zawieźli mnie do UB na ulicę Traugutta. Tam zaczęli mnie okropnie bić. Bili: Rojewski, Wieczorek i enkawudowiec. Pytali się kto mnie wciągnął do konspiracji. (…) Porozcinali mi głowę, powybijali zęby. Gdy mnie bili, wszedł jakiś ubowiec i powiedział, żeby mnie zostawili. Coś rozmawiali i po jakimś czasie zaczęły się aresztowania”.
Wspomina Edward Wojciech Sadowski „Kozak”: „24 czerwca 1945 roku oddział UB z Grodziska przyjechał do Kuklówki i dokonał aresztowań kolegów „Bratka” i „Jankiewicza”. Ja zdążyłem zbiec, funkcjonariusze gonili i strzelali za mną, lecz ja wpadłem w zarośla a następnie bagnami dotarłem do lasu. Ponieważ nie udało im się mnie aresztować, w zamian za to aresztowano mego ojca. Przywieziono go i uwięziono w Grodzisku. Przetrzymywano go długo w areszcie, przy czym bito go bardzo. Po powrocie z aresztu ojciec mój już nigdy nie odzyskał zdrowia i zmarł w wyniku odniesionych tortur w 1946 roku”.
Wspomina Aleksander Suzdorf „Bratek”: „Na drugi dzień po powrocie do domu, w niedzielę po południu siedziałem w mieszkaniu. Siedziałem boso, bo nogi miałem poobcierane wczorajszym marszem z lasu i popuchnięte. Niespodziewanie zajechał samochód z grupą ubowców z Grodziska. Zostałem znienacka aresztowany. Na poodparzane nogi nie mogłem naciągnąć butów, więc zabrano mnie boso.W grodziskim UB było śledztwo i bicie. Ze mną razem aresztowany został Edward Jędrzejewski („Jankiewicz”), który wypoczywał naprzeciwko w domu Perzynów w Kuklówce. Wojtek Sadowski „Kozak” i Jan Barański”Wiktor” zdołali uciec. Bogdan Sadowski „Gryf” powitał ubowców ogniem ze stodoły i pogonił ich po polach. (Z bronią nie rozstawał się nigdy). Wieczorem ubowcy zabrali jeszcze naszych ojców: mojego i „Kozaka”. Chciano wydusić z nich zeznania o akowcach”.
Wspomina Stefan Łuczyński „Kropiciel”: „Zawieźli nas z bratem na ulicę Traugutta, gdzie się mieściła siedziba Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Wepchnęli nas kilku do celi w piwnicy, gdzie było jeszcze trochę węgła. Jakieś doniczki(służyły nam potem jako miski na kawę i zupę obiadową), stare opony,na podłodze betonowej błoto. Nie było gdzie usiąść. Siadaliśmy na oponach i na nich spaliśmy oparci o siebie. Wywołują nas co jakiś czas na górę,na przesłuchanie. Wzięli na górę „Rysia”. Za godzinę wrócił strasznie pobity i pokrwawiony. Następnie wywołali jego młodszego brata „Kozika”. Za półgodziny wrócił, ale go nie bili. „Kozik” nie był w Młochowie, więc nie mielina niego dowodów. Później po dwóch dniach został zwolniony. Wywołują mojego brata, wrócił po godzinie pobity i pokrwawiony. Biorą mnie. Wchodzę do pokoju, gdzie siedziało dwóch ubowców w wojskowych mundurach i enkawudzista w mundurze radzieckim. Ubowcy zaczęli mnie wypytywać na przemian: „Gdzie jest mój dowódca?’ „Nie wiem”. Jak się nazywa” – „Nie wiem”. Świst bata i bicie. To ubowiec, który stał niewidoczny z tyłu zaczął pracować. „Z kim walczyłeś?” „Z Niemcami”. „Przecież nie ma Niemców,tylko Rosjanie. Z nimi chciałeś walczyć?” „Nie”. „Byłeś w lesie?”. „Nie”. Znowu świst bata. Straciłem przytomność. Polewali mnie wodą. Otworzyłem oczy. Chluśniecie wodą w twarz, czuję ból pleców, ale coś we mnie się zacięło wraz z myślą: nic im nie powiem. Pytają kim był Jan Błotnicki? „Kolega”. Znowu uderzenie. „Kim był w bandzie?” „Nie byłem w bandzie”.”A gdzie?” „W oddziale partyzanckim Armii Krajowej”. „Twój brat był w lesie?” „Za Niemców tak” „Ojciec był?’ „Nie” „Gdzie twoja broń?’ „Nie wiem”. Świst bata, tracę przytomność. Cucą mnie, lejąc wodą w twarz.Odzyskuję przytomność. Podchodzi do mnie enkawudzista i wali mnie pięścią w twarz. Czuję, że mi wybił dwa zęby. Mam pełno krwi w ustach. Odprowadzają mnie do piwnicy. Jestem obolały i spuchnięty. Nic to, myślę,żeby tylko dali spokój ojcu, matce i siostrze. Na drugi dzień to samo:”Gdzie schowałeś broń?” „Nie mam broni, oddałem”. „Komu” „Komendantowi”. Bicie, nie reaguję. Wpadł jakiś ubowiec do pokoju i wrzeszczy.”Wszyscy mówią, że byłeś w lesie, że niosłeś broń do lasu”. Chwycił mnie za włosy i uderzył w twarz. (Przyrzekłem mu wtedy zemstę. Ale on już nie żyje). Znów bicie bykowcem. Straciłem przytomność. Ocknąłem się jak mnie polewali wodą. W ustach miałem krew. Bolały mnie plecy, ręce i nogi.Brat mówi mi w celi: oni wiedzą, że byliśmy w lesie. Lepiej się przyznać,bo nas pozabijają albo odbiorą zdrowie. Znów biorą nas obydwu na górę i mówią: „Byliście obydwaj w lesie, bo was widzieli nasi ludzie. Gdzie schowaliście broń?” Brat mówi, że została wrzucona do stawu. „To pojedziesz z nami i wyjmiesz ze stawu”. Później brat musiał z nimi rzeczywiście pojechać i pokazać gdzie broń była rzekomo ukryta. Siedzimy w piwnicy już tydzień czasu, głodni i pobici. Rano czarna kawa i ćwierć bochenka chleba, obiad – pół litra zupy z brukwi albo kapusty, wieczorem kawa gorzka. Gnębi nas coraz dotkliwszy głód. Biorą mnie na górę. Ubowiec pyta gdzie mieszka mój dowódca. „W Kampinosie. Niedługo nas odbije” .Skąd mi ten Kampinos do głowy przyszedł sam nie wiem. Ubowca zatkało.Patrzy na mnie i nie wie co powiedzieć. Aż ryknął: „Mów prawdę, bo cię zatłukę!” A ja spokojnie: „Jeszcze mnie będziesz prosił, żebym się za wami wstawił jak przyjdą chłopcy z Kampinosu”. Wściekły kazał mnie odprowadzić z powrotem do celi”.
Wspomina Tadeusz Wenc „Borowicz”: „Zawieźli nas na UB na ulicę Traugutta. Obecnie mieści się tam przedszkole. Tam śledztwo, przesłuchania. Przesłuchiwał mnie ubek Kłuciński w towarzystwie oficera sowieckiego, prawdopodobnie enkawudzisty.Rosjanin nie zadał mi ani jednego pytania ani nie uderzył. Siedział tylko, przyglądał się i przysłuchiwał. Ale Kłuciński… ten mi nie żałował bicia i kopania. Siedziałem na stołku, a on chodził wokół mnie i zadawał ciągle jedno pytanie. „Przyznaj się, mów nazwiska i adresy”’. Nie odpowiedziałem.Kopał szpicem buta między żebra. Ja spadałem ze stołka, wtedy bił pałką, a potem z powrotem sadzał na stołek i zaczynał od początku.Raz wyciągnął pistolet, położył przed sobą na stole i krzyczy: „Mów, bo…”Śmiać mi się chciało, bo wiedziałem, że w pomieszczeniu nie będzie strzelał,ale nie mogłem tego okazać. „Rozgadałem się” dopiero po dwóch dniach gdy już było wiadomo kto jest aresztowany, a jak nie, to już zdążył uciec.Trzymano nas w piwnicy na betonie, bez jakiegokolwiek stolika czy czegoś do spania. Trudno samemu siebie oceniać, widziałem natomiast po powrocie z przesłuchania kolegów. Dla przykładu „Jankiewicz”: chłop zdrowy, bez nerwów, spokojny, nadzwyczaj silny. Mógł całą noc maszerować z rkm na ramieniu i nie robiło mu to różnicy. Po którymś przesłuchaniu przyprowadzili go pokrwawionego i posiniaczonego, w podartym mundurze strażackim (bo w takim go aresztowano w niedzielę). Przesłuchiwało go czterech na raz.Ułożyli go na jakimś stole i bili pałkami dopóty, dopóki się nie zdenerwował.Jak miał już tego dosyć, otrząsnął się a każdy ubek znalazł się w innym kącie. Bali się do niego podchodzić, to bili z doskoku, z tylu, kolbami pistoletów po głowie. Całą głowę miał porozbijaną. W celi pomagaliśmy mu obetrzeć sączącą się krew. O jakimś opatrunku nie było mowy. Całe ciało sine”.
Wspomina Czesław Matyjek „Kolka”: „Przywieźli mnie do gmachu UB w Grodzisku przy ulicy Traugutta. Słynny „czerwony dom”. Na przywitanie wyszedł komendant urzędu bezpieczeństwa: „Ty taki i owaki, chciałeś obalić rząd, ale ty zapamiętasz mnie”. I zaczął mnie kopać. Wrzucili mnie do piwnicy, ciemno.Mijały godziny. W celi były poza mną trzy osoby jeszcze. Jeden siedział od miesiąca za „volkslistę”. Dwóch pozostałych za niewłaściwe zachowanie się wobec armii radzieckiej. Jeden walnął oficera, który gwałcił jego siostrę,drugi nie pozwolił się okraść wyzwolicielom. Dopiero w godzinach popołudniowych zabrano mnie na przesłuchanie. Ale oficer śledczy był bardziej kulturalny. Nie było rękoczynów, tylko pytania, typu: Czy zamierzaliśmy obalić rząd Polski Ludowej, kto był naszym dowódcą itp. Pytania te zadawali aż do zmęczenia. Ciągle te same pytania. Oczywiście pistolet na biurku, żeby było poważniej. Po kilku dniach przesłuchań zabrano mnie nocą w teren. Oficer udawał w samochodzie, że zasnął. Wiedziałem, że robi to po to, żeby sprowokować mnie do ucieczki i móc zastrzelić „karła reakcji” a potem mieć zasługę i oczywiście awans. Ale nic z tego”.