Poduszkowiec
– Już ja wam kurwa zrobię big brothera – powiedziała do siebie, cofając się w głąb pokoju. Z fotela wzięła poduszkę z wyhaftowanym na jednej stronie, jeszcze za czasów panieńskich napisem „Boże błogosław temu domowi”. Położyła swoim zwyczajem poduszkę na parapecie, otworzyła okno i opierając na niej obie ręce wyjrzała na ulicę.
Jestem dla was kurwa jak Bóg – powiedziała zapalając papierosa, a nawet więcej – jestem Bogiem. Zapamiętajcie to sobie.
Kłęby dymu wiatr wdmuchiwał do wnętrza pokoju.
– Nie odpuszczę wam. Będę was obserwować, śledzić, aż do końca. Nie myślcie sobie.
Jak każdego ranka ludzie spieszyli do pracy, w stronę dworca kolejowego. Ruch odbywał się w jedną stronę. Dopiero około południa, gdy wstali emeryci, renciści i bezrobotni, zaludniał się deptak. Powoli zapełniały się sklepy.
Nikt już nie pamiętał, kiedy po raz pierwszy pojawiła się w oknie. Z czwartego piętra bloku, tzw. plomby widziała wszystko, co chciała zobaczyć. Spędzała w nim całe dnie, a nawet część bezsennych nocy. Nic nie mogło ujść jej uwagi. Swojej wiedzy nie wykorzystywała w plotkach.
Początkowo tylko obserwowała, ale z czasem zaczęła wykazywać się większą aktywnością. Wszystko zaczęło się od kradzieży telefonu komórkowego, której była świadkiem. Podniosła krzyk „łapać złodzieja”, udzielając z góry instrukcji, w którą stronę należy kierować pościg. Gdy jeden z przechodniów w szkolny sposób podstawił złodziejowi nogę, ten runął jak długi. Pozostali momentalnie otoczyli dwóch mężczyzn. Po chwili przyjechała policja. Później przyczyniła się jeszcze do schwytania złodzieja, który we włoskim stylu, jadąc na rowerze zerwał kobiecie z szyi złoty łańcuszek.
Niezliczone były jej interwencje, gdy tylko zauważyła kradzież kwiatów z ulicznych klombów. Za każdym razem podnosiła również krzyk, gdy psy wskakiwały na klomby obsikując kwiaty.
Była jak oko opatrzności czuwające nad powierzonym jej opiece fragmentem ulicy. Wyręczała policję i straż miejską. W oknie jadła posiłki, a nawet zasypiała, gdy na zewnątrz nie działo się nic ciekawego. Niektórzy podejrzewali, że do poczęcia dwójki dorosłych już dzieci poduszkowca musiało dojść również od tyłu. Nikt nie mógł sobie wyobrazić jej w innej pozycji.
Po południu ludzie wracali z pracy. Fala płynęła teraz od stacji w stronę centrum miasta.
Poduszkowiec ze swego okna, które niewiele miało wspólnego z najsłynniejszym oknem na Franciszkańskiej w Krakowie, była świadkiem wielu historycznych wydarzeń. Pamiętała tory kolejowe biegnące samym środkiem ulicy, zwały śniegu podczas zimy stulecia, stan wojenny z patrolami milicji, dymiącymi koksownikami i napisami w kształcie kotwicy na murach. Mogła bezbłędnie wskazać, w którym miejscu, jaki znajdował się sklep.
W latach kryzysu okno było źródłem informacji, gdzie następowała dostawa deficytowych towarów, które skwapliwie wykorzystywała ustawiając się jako jedna z pierwszy osób w kolejkach.
Po wielu latach na pustym dotąd placu pod oknem stanął pomnik Józefa Chełmińskiego. Okno zastępowało jej nawet telewizor, w którym nie mogła już oglądać ciągłych powtórek jednych i tych samych filmów, które znała na pamięć.
W letnie wieczory obserwowała mężczyznę w oknie sąsiedniej kamienicy. Był recydywistą. Przy zgaszonym w pokoju świetle siedział bokiem do okna. Widziała nawet tatuaże na jego lewym ramieniu. Kobietę, która z nim mieszkała nieustannie wyzywał od kurew, ale żadnych odgłosów bicia nie słyszała. Na ironię zakrawał fakt, że kryminalista chałupniczo zajmował się montowaniem biedronek, które sprzedawał na ulicy.
W jesienne zawieruchy i zimowe śnieżyce obserwowała ludzi oczekujących na taksówkę, pary udające się na sylwestrowe bale. Nawet, gdy leżała już na łóżku, słyszała telefon dzwoniący na postoju taksówek.
Stróże prawa policyjną taśmą odgrodzili teren. Leżała pod swoim oknem w kałuży krwi, do której przykleiły się pióra z rozciętej poduszki. Powłoczka z napisem „Boże błogosław temu domowi” przykryła ciało. Na pewno przed świętami myła okna, poślizgnęła się, no i … – komentowali przechodnie. Niektórzy mówili, że była jak ptak pod postacią gołębicy.