„Dziwnie myśleć teraz o tobie, gdy odeszłaś bez gorsetów i oczu, a ja idę słonecznym trotuarem Greenwich Village” – tak pisał w poemacie „Kaddysz” poświęconym pamięci zmarłej matki, jeden z najlepszych poetów amerykańskiego nurtu beat generation Allen Ginsberg. Jego ojciec pochodził z żydowskiej rodziny pochodzącej ze Lwowa.
Ulica żydowska w Grodzisku to nie Greenwich Village, ale wśród fabrycznych hal warto choć na chwilę zatrzymać się przed bramą cmentarza żydowskiego. Założony został w 1780 roku. O historii nekropolii pisał Marek Cabanowski zwracając uwagę, że w 1820 roku Żydzi stanowili w Grodzisku 90-procentową większość. Natomiast we wrześniu 1939 roku w Grodzisku mieszkało 3600 Żydów. Niezwykle ważne informacje na temat tragicznych losów ludności żydowskiej w okresie okupacji na terenie miasta i poza nim zawiera „Dziennik okupacyjny” Stanisława Rembeka. Pod data 7 lutego 1941 roku autor napisał m.in. ”Na ulicach pusto, a na targu cicho jak w kościele, gdyż już prawie wszyscy Żydzi wynieśli się do Warszawy. Tymczasem komisarz wiejski Lissberg wydał zarządzenie, że Żydom nie wolno opuszczać miasta i że wszelkie patrole mają rozkaz strzelać do każdego Żyda napotkanego poza miastem”.
Ostatni znany pochówek na cmentarzy żydowskim odbył się w 1941 roku. Podczas II wojny światowej Niemcy zdewastowali teren kirkutu.
Na powierzchni 0,6 hektara zachowało się około 70 nagrobków. Nekropolię odwiedzają turyści. Nawet zza oceanu – mówi pan Waldemar Borowy z Zakładu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej – najwięcej gości jest w miesiącach letnich.
Być może jednym z powodów jest bliskość Warszawy, ale warto pamiętać, że cmentarz żydowski w Grodzisku to jeden z nielicznych zachowanych tego typu obiektów na zachodnim Mazowszu. Mógłby się stać symbolem współistnienia dwóch narodów, które określane było jako dobre. Na tym tle nawet konkurencja gospodarcza w okresie międzywojennym odbywająca się pod hasłem „Nie kupuj u Żyda!” wydaje się niczym w porównaniu do walki jakie toczą obecnie ze sobą sieci handlowe.