30 srebrników

 

– Spierdalaj.

– Spieprzaj gówniarzu, bo jak ci kopa w dupę zasunę …

– Przyczepił się, jak rzep do psiego ogona.

Podniósł z ziemi niewielki kamień i cisnął nim w kierunku chłopca, celując gdzieś w nogi. Chłopiec zrobił zgrabny unik i kamień tylko świsnął obok niego. Szedł za nim w pewnej odległości. Zauważył go w grupie podobnych oberwańców, którzy biegli za nim odkąd wyruszył z Emaus. Teraz został tylko ten jeden.

– Hey, you! – usłyszał za plecami.

– Skąd zna moje imię? – pomyślał.

– Nie rozumiesz jak wołam do ciebie po angielsku – powiedział chłopiec – po aramejsku i po polsku też nie?

– Może to nie było Judasz, tylko chodziło o kogoś innego? Czego może chcieć smród jeden?

Judasz zastanawiał się, czy się zatrzymać czy iść dalej.

– Zaraz, zaraz – pomyślał – pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie – przypomniało mu się. Gdzieś to już kiedyś słyszał. A dlaczego by nie?

– Czego chcesz smarkaczu? – powiedział patrząc na chłopca brudnego od stóp do głowy.

– Zagramy? – zaproponował brzdąc.

– W co?

– W wisielca.

– W wisielca?

Judasz miał nie dobre przeczucia.

– A odczepisz się ode mnie?

– Raz na zawsze.

– Jak się w to gra?

– Normalnie. Wybieram w myślach jakieś słowo, o którym ty nie wiesz. Po cichu od początku rozpoczynam wyliczanie wszystkich liter alfabetu, a ty w pewnym momencie przerywasz mi i mówisz: stop. Zatrzymuję się na określonej literze, która albo pasuje do tego wyrazu albo nie. Jeśli nie pasuje, rysuję kreska po kresce szubienicę. Każda litera, której nie ma w danym słowie, to jedna kreska więcej. Gdy szubienica będzie gotowa rysuję głowę, tułów, ręce i nogi.

– Rozumem. O co gramy?

– O trzydzieści srebrników, które masz w sakiewce.

Był skarbnikiem. Jego marzeniem była praca w korporacji. Co jak co, ale kasa u niego musiała się zgadzać. Zbierał forsę, bo nigdy nie wiedział, gdzie dwunastu chłopa oczy poniosą.

Porządek w finansach musi być – mawiał – każdy by tylko gadał i gadał. A jeść trzeba. O, choćby teraz przygotować kolację …

– Ale dlaczego akurat o trzydzieści srebrników? – pomyślał Judasz – przecież mam więcej. Doszedł do wniosku, że nie jest to wygórowana cena za pozbycie się tego gnoja, który nie dawał mu spokoju.

– I jeśli wygram, odgadnę wyraz to odczepisz się ode mnie – dodał.

– Odczepię. Słowo daję.

– Jaki to ma być wyraz? Jakaś rzecz?

– To zbyt łatwe. Zagrajmy na uczucia.

– Na uczucia?

– A dlaczego nie.

– No dobrze. Wymyśl jakieś słowo.

– Już mam – powiedział chłopiec.

Palcem na piasku narysował puste miejsca tam, gdzie powinno znajdować się sześć liter.

– Zaczynaj!

Pierwsze koty za płoty – pomyślał Judasz, gdy szubienica zyskała trzy belki. W końcu udało mu się odgadnąć, że tajemnicze słowo rozpoczyna się na literę M.

– Zgaduj dalej – zachęcał. To tylko taka gra, ale pamiętaj, że jak odgadniesz co to za słowo, co to za uczucie, każdy z nas pójdzie swoją drogą. Będziesz wolny.

Jednak kilka następnych prób było nieudanych i przybliżały Judasza do stryczka. Chłopiec mówił tylko „pudło”, jak w grze w statki, i rysował na piasku następne belki. Był już przy głowie Judasza. Każda błędna odpowiedź to ręka prawa i lewa. Wreszcie nogi oraz stopy.

– To już koniec. Przegrałeś. Dyndasz …

Judasz niechętnie wyjął trzydzieści srebrników i rzucił przed siebie. Chłopiec skrupulatnie pozbierał monety. Wytarł je z kurzu. Chuchnął w dłonie na szczęście i schował do sakiewki.

– Tak to już jest, gdy życie wykopuje ci stołek spod nóg – wisisz – i nie ma na to rady – powiedział Judasz. Obejrzał się za siebie, czy nikt go nie śledzi, ale chłopca już nie było. Dotknął sakiewki. Był teraz lżejszy. I szło mu się naprawdę dobrze.

– Tylko skąd ja teraz wezmę trzydzieści srebrników? – pomyślał – chyba sam diabeł go nasłał.