Medycyna i poezja

Piotr Müldner-Nieckowski to człowiek-instytucja. Mieszka w Podkowie Leśnej. Jest lekarzem, językoznawcą, poetą i pisarzem, który uprawia wszystkie możliwe gatunki literackie.

Odniesień do medycyny nie brakowało podczas spotkania autorskiego Piotra Müldnera-Nieckowskiego, który odbył się 12 maja 2019 r. w Muzeum im. Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów w Stawisku. Na szczęście nikomu nic się nie stało, dlatego nie usłyszeliśmy: „czy jest na sali lekarz?”, a lekarzy było kilku. Wiersze poety czytała Maria Pakulnis.

Sfera prywatności i tajemnicy jest tym, co w przypadku Piotra Müldnera-Nieckowskiego, łączy poezję i medycynę. „Poszedłem na medycynę żeby być lepszym poetą” – mówi przekornie. Jednocześnie zauważa, że w ciągu ostatnich dziesięciu lat zaczyna się dziać coś niedobrego z etyką lekarską, która przez wiele lat była wzorcem dla etyki innych zawodów. Dlatego z myślą zwłaszcza o młodych lekarzach napisał książkę „Biegański, Kramsztyk i inni. O nowej etyce lekarskiej w XIX wieku”.

Należy zgodzić się z poetą, że poezja nie musi być pisana, być poetą “to styl życia, specyficzny sposób myślenia i zwięzłego wyrażania się”, jak mówił w jednym z wywiadów. W pisaniu dąży do maksymalnej zwięzłości. Pilnuje tylko, żeby nie wpaść w nieczytelność. Jako poeta debiutował pod koniec lat 60. ubiegłego wieku. Istotą twórczości Piotra Müldnera-Nieckowskiego jest swoiście pojmowany weryzm, dążenie do osiągania prawdziwego opisu świata środkami, które są przez ten świat dyktowane.

Jego wiersze pisane są gęstym i zwięzłym językiem, unikającym niezrozumiałych słów, ale nasyconym paradoksami.

 

Żagiel bez nawy

 

Staliśmy na brzegu a jakby na łodzi

tak kołysała ziemia

tak nami szarpał wiatr

Ty na biało jak do ślubu

Ja na czarno jak do pogrzebu

 

Objęci czterema naszymi rękami

żeby przestało być zimno

płyniemy – od lądu już daleko

Do lądu też nie blisko

lecz coraz bardziej niebiesko

 

aż zostawiamy wszystko

im wyżej tym bardziej widzimy

łódź która w dole tonie

nabiera ciężaru krzyków

złości i nienawiści

 

Już raz byłem stary

 

Tak tak ja to pamiętam

to najbardziej pamiętana moja historia w życiu

schowany za grubą nogą stołu oparty o silny kark psa

gdy na serwecie mama stawiała tort z cytrynowym krzyżykiem

ojciec zmywał w łazience nocny pył pracy z pleców

i nagle zajrzała ku mnie twarz schylonej ciotki

tak złożyła kolana przede mną na ubogiej imitacji dywanu

że pomyślałem zdumiony jak bardzo już jestem stary

że mam cztery lata a wkrótce zliczę je do ośmiu

i z karabinem będę stał na mostku kapitańskim krążownika

 

Drzwi

 

Chyba wiedziałem, kto

stoi przed drzwiami, po tamtej stronie,

gdy tu do nich biegłem gwałtownie.

Lecz cicho nagle stanąłem.

Nie ma mnie dla tej osoby,

czy też jej nie ma dla mnie?

To było trudniejsze niż odpowiedź.

Klamka nerwowa jak ptak w karmniku.

Kołatka stukała synkopy

niczym pociąg kulejący na co trzecie koło.

Coś zmienia się w życiu,

by na nowo zostać tym, co już było.

Lecz jednak to ciało, te usta, usteczka,

dotyk podstępnie kładący na plecy,

człowiek by chciał być równie bezwładny

jak lenistwo przed wstaniem z poduszek,

gdy jeszcze pięć minut trzyma lot drzemiący

pod powieką zagadki, co jutro nastąpi …?

Więc chyba otworzę, ale niech nie budzi …

 

Dlaczego milczysz

 

Ty się (jednak) boisz, że

uderzy miecz niesprawiedliwości.

Nie wiadomo tylko,

z której spadnie strony

czy poniesiesz karę za cudze grzechy

wrzucony do celi z tygrysem,

czy też będą cię piekli na wolnym ogniu,

który jak ptak unosi się

Słońcem nad Ziemią

nad tą chwilą

z twoim dzieciątkiem śpiącym

w ciele wytoczonym z doskonałości

Aż się udusisz dymem własnego języka,

tym, co przysłania prosty wyraz faktu

I za co, za co będziesz sądzony bez sądu?

Za głupie słowa, które ktoś powiedział,

czy za to, żeś, żeś sam powiedział mądrze?

Dlaczego milczysz.

Nie patrz na paznokcie.

Nie trać oczu.

 

Dużo młodszy mąż

 

Dużo młodszy mąż jest zawsze

dużo starszy od swojej żony.

To widać po ptakach, które się gnieżdżą pod okapem.

Widać po samolotach, a które jest wyposażona armia

i po odpowiedziach na pytania ankietowe w sklepach.

Nic nie może stać na przeszkodzie szacowaniu mądrości

żony tak pomyślanego męża.

Nikt nie ma prawa kwestionować tego, że po tylu latach

kochają się tak, aby nikt ich nie podejrzewał.

To sprawy nieodgadnione jak piórko z głowy dudka,

które z taką łatwością wpinasz sobie w ucho.

 

Dwa lata udręki z T.

(małe wspomnienie z czasów studiowania)

 

Opiekowała się mną dla siebie,

Brała pełnymi garściami,

i gdy wycieńczony chciałem coś robić dla niej,

wzmagała opiekę, tłumiąc jedzeniem,

a prała wszystko, co z siebie zdjąłem

i czego na ciało nie zdążyłem włożyć,

z duszy zaś ssała wszystko,

co ze mnie skapnęło, trysnęło,

a jeśli zsunęło, to jakiś z palca

mniej znaczny krążek srebra,

łuska z oczu, niewarta wkładania na konto,

wiersze moje sprzedawane komuś,

zwracając mi koszty papieru,

aż liście palmy odpadły z dachu

i małpi chwyt wypuścił szklankę,

deszcz zadzwonił w uszach,

stałem się – nieopłacalny.

Odeszła, lecz nadal jest ze mną,

jak widać, na zawsze.

Choć sprawdzam wszystko w faktach,

to nie potrafię wykopać tych kłączy z pamięci,

pamięć jest zabójcza, w pamięci

siedzą ludzie z nożami nastawionymi do pchnięcia,

mogą to być kobiety.

 

Istota wspólnoty

 

O kilku rzeczach – nie wiesz,

więc nie wiesz o niczym,

i nie wiedz.

Co myślę i o czym, śmiejąc się

bez uśmiechu. Roniąc łzy

bez płaczu. Nie dowiesz się

zabiegów, jakich użyłem,

żeby cię zwieść.

Ja o niczym nie wiem,

Bo ty wiesz.

Po co mam wiedzieć,

gdy idziesz ze mną z całą

potrzebną wiedzą.

Ja czuję to, czego nie czujesz ty,

a ty czego nie ja,

ponieważ czujemy wspólnie to,

czego nikt inny odczuć nie potrafi,

za dużo do odczucia na jeden czucia raz.

Nie dowiaduj się żadnych rzeczy,

nie pytaj, nie przeszukuj papierów,

jakiego sposobu użyłem,

żeby cię przeszukać błyskawicą.

I ja nie będę szukał,

bo moje mętne okulary

nadają się do ukrywania tego,

że cię podpatruję,

kiedy jesteś cała

w odkrywczej pościeli.

Ty patrzysz rękami.

Ja patrzę przez dwumian Newtona.

Żebyś się czuła wolna

w uwięzieniu ty, jakie jest,

kiedy dzień nocą, a nocą dzień,

mieć w sobie mnie,

jak mnie ma mój cień.

A ja być ciebie we mnie w sobie

jak bezbolesny cierń.

Po prostu się obudź i miej

bez rzeczy i bez niczego

Nasza odległość bez odległości,

jak narodziny i śmierć,

jest w oddaleniu tak przybliżona,

że plecy przenika dreszcz.