„Czasem wychodzę z siebie”
Nowa książka Sławomir Sadowskiego „Wniebogłosy”, po dwóch zbiorach opowiadań i zbiorze wierszy, przypomina mi nurty Nowej Fali, które głosiły poetyckie uczestniczenie w życiu zbiorowym na zasadzie tworzenia kontrkultury wewnątrz systemu, wewnątrz cywilizacji miasta. Sławomir Sadowski debiutował w Staromiejskim Domu Kultury w Warszawie, gdzie spotykała się grupa młodych ludzi i redagowali pismo „Krzywe Koło Literatury”. W dotychczasowych opiniach odczytywano jego twórczość jako „przerabianie mitów i archetypów mitologicznych i religijnych”. Przywołałem „Terazowców”, bo pamiętam jeszcze jak namiętnie i z ironią podchwytywali slogany prasowe i wiecowe, jak uporczywie wracali do polemik o „Świat nieprzedstawiony” dotychczas w literaturze i sztuce. Równocześnie przejawiali nadzieję, że proponują nie tylko nowe tematy i nowy sposób kreacji, ale też nowy styl życia.
W tomie „Wniebogłosy” najbardziej zatrzymał mnie „Blues Czarnej Madonny”, w którym autor kreśli obraz kobiety, aż do bólu potoczny, szary, zmarginalizowany. Tej od zakupów, prania, chusteczek higienicznych. Ale ona nie wstydzi się powiedzieć znamienne słowa” „zróbcie wszystko cokolwiek wam powie”. Cały świat tomu istnieje na marginesie, na stacyjkach, na torach, w dziecinnych przedstawieniach, wśród bezrobotnych, na uliczce z rozsypanymi owocami, przed telewizorem z marną rozrywką. O krok dalej wielcy mordercy i ich otoczenie są nudni, zwyczajni, zaoferowani rodziną. Ale jeszcze wyżej pojawiają się wątki biblijne, ewangeliczne, mityczne. Postaci z przypowieści jak Piotr, Judasz, robotnicy z winnicy, uczestnicy Ostatniej Wieczerzy schodzą na naszą ziemię. W wierszach pojawiają się wulgarne słowa i zwroty. Świat sakralny i świeci nakładają się, zmagają ze sobą, konkurują swoimi racjami. „Zacząć wszystko od początku / zasadzić owocowe drzewa / węża odesłać do wszystkich diabłów / anioła zaprosić na kawę / a miecz sypiący iskrami / niech zostawi / w stojaku na parasole”.
Zacząłem wertować książki i w publikacji „Generacja źle obecna” Wojciecha Kudyby spotkałem dogłębne analizy podobnej poetyki, chociażby Jana Polkowskiego, Krzysztofa Kuczkowskiego i innych. Autor twierdzi, że to próba stworzenia nowej przestrzeni i nowego czasu (często w retoryce rozrachunkowej). Że chodzi o namysł nad wartościami trwałymi, o odzyskanie zmąconych źródeł istnienia. Przy tym autorzy lękają się popadnięcia w patos. I sięgają do języka ulicy i doświadczeń prywatnych. W tym tomie „dzisiejsze Marie Magdaleny / nie spieszą do grobów / … chodzą na castingi i na siłownie / … bo trudno wyobrazić sobie / puste miejsce przy stole zostawione kiedyś dla ciebie / i dla mnie”. Krytyk przekonuje mnie, że chodzi tu o „przestrzeń oczyszczenia”. Trudno mi potwierdzić.
Zastanowił mnie ton pesymizmu, a nawet katastrofizmu tomu. Los ludzki jest tu opisany jako nieubłagany, od narodzenia aż do śmierci. Zmaganie ludzkie jest na ogół daremne. Cień wojny zawsze ludziom towarzyszył. Smaki codzienne zabija dziś reklama, kultura rozrywkowa, niesyte media. Pośpiech wypowiedzi każe poecie sięgać po formy wypowiedzi zbliżone do dziennikarskich. Snuje się jakiś klimat elliotowski, podchwycony przez Stanisława Barańczaka, „człowieka wydrążonego”, tu dosłownie „wyssanego” z treści, wartości, gustu artystycznego. Choć sam podmiot artystyczny jest człowiekiem kultury odważnie budującym prywatną wersję tajemnicy istnienia: „nie szturchaj mnie mieczem / mówię do anioła / znam drogę / sam do siebie trafię’.
Książka ukazała się dzięki wsparciu finansowemu Fundacji Grupy PKP.
Jan Zdzisław Brudnicki
Sławomir Sadowski, „Wniebogłosy”, Stowarzyszenie Promocji Twórczości Villa Foksal, Grodzisk Mazowiecki 2018.